wtorek, 1 stycznia 2019

Dziadek do orzechów - cz. 5 - Bitwa

Bitwa 
cz. 5

bajka niemiecka


Robert Perdziola


– Zagraj marsza wojennego, doboszu, mój wierny przyjacielu! – zawołał głośno Dziadek do Orzechów, a dobosz zaczął natychmiast bębnić z takim mistrzostwem, że okna oszklonej szafy zadrżały i zadźwięczały. 

Wewnątrz szafy wszystko teraz zaczęło trzeszczeć i stukać i Klara ujrzała, jak pokrywki wszystkich pudełek, w których kwaterowali żołnierze Freda, otworzyły się nagle, a oni wyskakiwali z nich po kolei; potem zeskakiwali na dolną półkę, gdzie ustawiali się w błyszczące szeregi.

Dziadek do Orzechów biegał wzdłuż frontu i płomiennymi słowami zagrzewał wojsko do boju. 

– Gdzie trębacz, dlaczego nikt nie trąbi? – zapytał rozgniewany, po czym zwrócił się do pajaca Pantaleona, który chwiał się na nogach pobladły i z wyciągniętym podbródkiem. 
– Generale! – rzekł Dziadek. – Znam twoją odwagę i twoje doświadczenie; tutaj potrzebna jest szybka decyzja i bystra orientacja. Powierzam ci dowództwo nad całą kawalerią i nad artylerią. Koń nie jest ci potrzebny, bo masz tak długie nogi, że i bez niego galopujesz doskonale. Pełń teraz swoją powinność! 

Gennady Spirin 
Pantaleon włożył natychmiast dwa chude i długie palce do ust i zagwizdał tak przejmująco, jak gdyby stu trębaczy zadęło z całej mocy w mosiężne trąbki. Rozległ się tupot i rżenie i oto wyruszyli kirasjerzy i dragoni Freda, a przede wszystkim świetni nowi huzarzy. Już po chwili wszyscy stanęli na podłodze. Pułki, jeden za drugim, defilowały przed Dziadkiem do Orzechów z rozwiniętymi chorągwiami i ustawiały się szeroką linią w poprzek pokoju. Skrzypiąc, wyjechały przed front armaty Freda, otoczone kanonierami, i nagle zagrzmiały: „bum, bum, bum!”. 


Klara widziała, jak okrągłe cukierki trafiały w zbity tłum myszy, które wkrótce zasypał biały pył. Najbardziej jednak ucierpiały one ze strony ciężkiej artylerii, która ustawiła się na podnóżku mamusi i z wielkim hukiem strzelała stamtąd ziarnkami pieprzu, zbijając myszy z nóg. A one podchodziły coraz bliżej i zdobyły już kilka armat. Podniósł się straszliwy hałas, a dym i kurz prawie całkowicie przesłoniły przed wzrokiem Klary pole walki. Ale to było pewne, że każda ze stron walczyła zaciekle i zwycięstwo ważyło się długo. Myszy szły do boju coraz to większą gromadą, a małe srebrne kulki, którymi myszy strzelały, dosięgały już szafy. 
Eliza i Gertruda biegały zrozpaczone i załamywały ręce. 
– Czyż mam umierać w kwiecie lat, ja, najpiękniejsza z lalek?! – wołała Eliza, a Gertruda krzyczała: 
– Czyż po to tak dbałam o siebie, by zginąć w czterech ścianach mego pokoju?! Potem rzuciły się sobie na szyje i zawodziły tak głośno, że słychać je było pomimo wściekłego hałasu. 
Pojęcia nie macie, drodzy Czytelnicy, jak straszny powstał harmider! „Brr – brr – bum – bum, bum – bum, pif, paf, ach – krach, bum – burum” – huczało ze wszystkich stron. 

Maksim Mitrafanow

Myszy i ich król piszczały i wrzeszczały, a ponad wszystkim górował donośny głos Dziadka do Orzechów, który wydawał mądre rozkazy i kroczył odważnie wśród pułków zasypywanych gradem pocisków. Pantaleon poprowadził świetny atak kawalerii, który przysporzył mu sławy, ale huzarzy Freda szli niechętnie do boju, gdyż zarzuceni byli przez mysią artylerię wstrętnymi, brzydko pachnącymi kulami, które zostawiały plamy na ich czerwonych mundurach. Pantaleon rozkazał im odejść w lewo i sam zrobił to samo, za nim kirasjerzy i dragoni – skręcili na lewo i wrócili do domu. Bateria, ustawiona na podnóżku, znalazła się z tego powodu w wielkim niebezpieczeństwie. Ogromny tłum obrzydliwych myszy wpadł na nią z takim impetem, że cały stołeczek wraz z armatami i kanonierami został wywrócony. Dziadek do Orzechów zaniepokoił się bardzo i wydał rozkaz cofnięcia całego prawego skrzydła. 

Nina Goltz

Wiesz przecież, drogi Czytelniku, że taki manewr oznacza właściwie ucieczkę, i razem ze mną martwisz się klęską wiszącą nad armią Dziadka do Orzechów, którego Klara tak bardzo polubiła. 
Nie myśl jednak przez chwilę o tym nieszczęściu i spójrz na lewe skrzydło wojsk Dziadka, gdzie wszystko jeszcze jest w zupełnym porządku i wróży świetne nadzieje armii i dowódcy. W czasie najgorętszej walki wypełzły powolutku spod komody tłumy mysiej kawalerii i piszcząc zajadle, rzuciły się z wściekłością na lewe skrzydło dziadkowego wojska. 
Trafiły jednak na zacięty opór. W porządku, nie bacząc na trudności terenu w postaci listwy od szafy, ukazała się teraz nowa armia lalek pod wodzą dwóch chińskich cesarzy i ustawiła się w regularny czworobok. Te dzielne, pstre i prześliczne wojska walczyły wytrwale, bohatersko i spokojnie. Z odwagą godną Spartan ten doborowy batalion na pewno wydarłby wrogom palmę zwycięstwa, gdyby nie zdarzył się straszliwy wypadek: oto zuchwały rotmistrz nieprzyjacielski z szaloną odwagą wysunął się naprzód i odgryzł głowę jednemu z chińskich cesarzy, który padając, zabił czterech żołnierzy.


Utworzyła się przez to luka, przez którą wdarł się nieprzyjaciel, i wkrótce cały pułk został zagryziony. Niewiele korzyści jednak przyniosła wrogowi ta zbrodnia. Kawalerzyści wojsk mysich, przegryzając dzielnych przeciwników, połykali przy tym przyczepione do nich małe, zadrukowane kartki papieru, przez co natychmiast sami padali trupem. 
Czy pomogło to armii Dziadkowej, która, raz zacząwszy się cofać, cofała się coraz dalej i traciła coraz więcej ludzi? Nieszczęsny Dziadek do Orzechów oparł się już o oszkloną szafę, otoczony jedynie mizerną garstką żołnierzy. 
– Rezerwa do mnie! Pantaleonie, Skaramuszu, doboszu, gdzie jesteście?! 
Tak wołał Dziadek, licząc na to, że nowe oddziały wyjdą jeszcze z szafy. Istotnie, ukazało się trochę piernikowych mężczyzn i kobiet z Torunia, ze złotymi twarzami, w hełmach i kapeluszach, walczyli oni jednak tak niezdarnie, że nie trafili ani jednego wroga, swojemu wodzowi zaś, Dziadkowi do Orzechów, o mało nie strącili czapki. 
Nieprzyjacielscy strzelcy odgryźli im nogi, wskutek czego przewrócili się i padając, przygnietli sobą kilku rycerzy z armii Dziadka. Teraz Dziadek był już zupełnie otoczony wrogami. Położenie jego było straszne. Chciał przeskoczyć przez listwę szafy, ale nogi miał za krótkie, a Eliza i Gertruda leżały zemdlone i nie mogły mu pomóc. 
Huzarzy i dragoni przebiegali żwawo koło niego i wskakiwali do szafy. 
– Konia, ach, konia! Królestwo za konia! – zawołał Dziadek do Orzechów w ostatniej rozpaczy. 

Roberto Innocenti

W tej chwili przyskoczyli do niego dwaj nieprzyjacielscy tyralierzy i schwycili go za drewniany płaszczyk, a Król Myszy, wydając triumfalne piski ze wszystkich siedmiu paszcz, pomknął ku niemu. 

Robert Perdziola

Klara nie mogła dłużej panować nad sobą. 
– O, mój biedny Dziadku do Orzechów! – krzyknęła, łkając i nie namyślając się nad tym, co czyni, zdjęła z nogi lewy pantofelek i cisnęła nim w najgęstszy tłum myszy, wprost w Króla. 

Jan Marcin Szancer

Ale w tej chwili wszystko nagle znikło, a Klara poczuła jeszcze silniejszy ból w lewej ręce i zemdlona upadła na ziemię. - przejdx do cz. 6 - Choroba

Autor: Ernest Teodor Amadeus Hoffmann
Przekład: Józef Kramszyk 

cz. 2 - Podarunki
cz. 3 - Wychowanek
cz.4 - Cuda
cz. 5 - Bitwa
cz. 6 -  Choroba
cz. 11 - Zwycięstwo
cz. 12 - Królestwo Lalek
cz. 13 - Stolica
cz. 14 - Zakończenie

Scott Gustafson

Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce: Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek, a także inne bajki europejskie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)